Przejdź do zawartości

Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panienko! Panienko! Wysiadamy! To Bazylea!
Nazajutrz jechali dalej długo. Heidi trzymała ciągle na kolanach swój koszyk. Nie mówiła nic, a napięcie oczekiwania wzrastało w niej z każdą chwilą. Wreszcie, kiedy zapomniała całkiem o tem, gdzie wysiada, usłyszała okrzyk: Mayenfeld! Skoczyła z ławki, a to samo uczynił Sebastjan, równie nie spodziewający się, że są na miejscu. Wysiedli, kosz postawiono obok nich, pociąg zagwizdał i ruszył dalej. Sebastjan posłał za nim żałosne spojrzenie, o ileż bowiem wygodniej było siedzieć na miękkiej ławce, niż iść pieszo po wertepach, a wkońcu jeszcze wspinać się na jakieś tam skały, dzikie, jak pono wszystko w tym kraju. Rozejrzał się bacznie, szukając kogoś, ktoby mu wskazał drogę do osiedla. Tuż pod dworcem stał niewielki wóz drabiniasty z chudym konikiem. Barczysty chłop ładował nań kilka wielkich worów odebranych z kolei. Sebastjan podszedł do niego i spytał o najbezpieczniejszą drogę do osiedla.
— U nas wszystkie drogi są bezpieczne! — odparł krótko wieśniak.
Sebastjan zapytał teraz o najlepszą drogę, gdzie niema przepaści, a także w jaki sposób możnaby dostawić do osiedla kufer. Chłop zmierzył kufer oczyma, po chwili zaś oświadczył, że jeśli nie jest zbyt ciężki, zawiezie go, gdyż jedzie właśnie do osiedla. Zaczęli rozmawiać i nastąpiła ugoda, mocą której wieśniak miał za pewną zapłatą odwieźć kufer wraz z Heidi do osiedla, skąd będzie mogła pod wieczór dostać się z kimś do domu.
— Pójdę sama! — oświadczyła, przysłuchując się układom. — Znam drogę doskonale!
Sebastjanowi spadł ciężar z serca. Nie potrzebował już łazić po górach i skałach. Skinął tajemniczo, odprowadził Heidi na bok i wręczył jej ciężki rulon, oraz list do dziadka, mówiąc, że rulon jest podarkiem pana Sesemanna i trzeba go włożyć