Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


O dziewko grecka, dziś inną ty mową
Masz nam wyśpiewać twój żal i boleści,
Masz je dziś przybrać w gwarę tobie nową,
Co brzmieniem ucha południa nie pieści;
O dziewko, nie bój się tej mowy dźwięków,
W żadną nie wsiąkło tyle łez i jęków.

Wystąp więc polska mowo, ukochana,
Złóż u stóp Grecyi twe wieńce i wiana.

Ja ciebie kocham w twego świtu chwale,
Gdy z głębi piersi okrytej zbroicą
Za tętnem serca szły melodyi fale
I biła w niebo pieśń Boga rodzico;
Ja ciebie kocham, żeś w krasy twej dobie
Tyle ty pereł rozsuła i czarów,
Zakwitła skargą na Urszuli grobie,
Wieńczyła drzewca zwycięskich sztandarów,
Że z twojej chwały wysokiego tronu,
Jakby w przeczuciu cierpienia i próby,
Na nizkie pomnąc brzegi Babilonu
Miłość związałaś wieczystymi śluby.

Kiedy też chwałę zmroczyła żałoba,
Tyś nie płużyła w ciszy, co uśmierca.
Nie zmilkłaś jako przyjaciele Hioba,
Lecz wiążąc słowa, wiązałaś i serca.
Nad padołami ludzi, którzy jęczą,
Jak z niebios wzięty, w niebo rwący promień,
Wielką, ognistą zabłysłaś ty tęczą,
Co światło w dusze, a w serca tchnie płomień
I ponad burze i ponad zawieje