Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I śmierć przeniesie i świętość ofiary
Nad szczęście, młode rojenia i mary.

To też dlatego wtórujem ci dzielnej,
Kiedy ty gromisz i miażdżysz tyrany,
Jak głos sumienia wielki, nieśmiertelny,
Sławiąc praw Bożych zakon niepisany;
Zstąp więc ty śmiało, o dziewko, na ziemię,
Którą też gniecie praw pisanych brzemię!

Od twego męstwa idzie jakaś wstęga
I ponad wieków przepaścią się żarzy,
Aż białych dziewic gdzieś w dali dosięga,
Co się groźniejszych nie zlękły mocarzy
I wśród ofiary, w rzymskiem Kolosseum
Wzniosłe śpiewały swym zgonem Te Deum.

Znalazły one krzyż i chwałę w męce,
Niebo im dało świętą aureolę,
Na twoje skronie kładł poeta wieńce
I ubrał nimi twe żale i bole.
Że budzisz dotąd naszych uczuć dreszcze,
Greka natchnienie sprawiło to wieszcze.

Bo on wyśpiewał serca twego dzieje,
Nadzieje życia i życia przełomy,
W końcu jak zemsta, co wśród złomów tleje,
Na twych siepaczów rzucił kaźń i gromy.
Po serc tragedyi przyszedł sąd na trony
I w końcu pieśni widzimy mocarza,
Ślącego żale, co biją jak dzwony
Wśród żyć złamanych cmentarza.