995
Bo cóż ty widzisz, że w taką odwagę
Sama się zbroisz, na pomoc mnie wzywasz?
Czyś ślepą? jesteś niewiastą, nie mężem,
A siły twoje wrogowi nie równe.
I szczęście tamtym na razie przychylne,
1000
A nam pierzchnęło i w nic się rozwiało.
Któż więc takiego chcąc męża pogromić
Wyjdzie bez szwanku i cały z potrzeby?
Bacz, byśmy biedne nie w większe zabrnęły
Klęski, jeżeli kto przejmie te mowy.
1005
Bo nic nam z tego, że zyskawszy sławę
Przyjdzie nam potem w niesławie umierać,
A nie zgon strasznym, lecz kiedy kto zgonu,
Choć chciałby zemrzeć, osiągnąć nie może.
Przeto cię błagam, nim zginiem doszczętnie
1010
I ginąc całą zniszczymy rodzinę,
Pohamuj gniew twój, a ja twoje słowa
Tak skryję, jakbyś ich nigdy nie rzekła.
Przejrzyj to wreszcie, o siostro, że teraz
Bezsilnej trzeba się ugiąć przed siłą.
1015
Słuchaj, bo rozum przecież i rozwaga
Największym zawsze dla człowieka skarbem.
Rzekłaś to, czegom po tobie czekała,
Wiedziałam dobrze, iż myśl mą odtrącisz,
A więc ja sama przystąpię do dzieła,
1020
Bo nie dopuszczę, by poszło na marne.
Gdyby duch taki był w tobie naówczas,
Gdy legł nasz ojciec, byłabyś nam zbawcą.