Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ot dureń! — szeptała Ewka, drepcząc od stajni ku dworowi.
Dopędzał ją czasami; szedł obok, z rękami w kieszeniach spodni, z pochyloną na piersi głową; buty miał zawsze porządne, bleliznę czystą i całą, mówił niewiele, z rozwagą i zawsze w ziemię patrzał. We dworze szanowali go wszyscy. Nie upijał się, nie kradł, silny był, pracowity, tylko hardy. Ekonom, zanim do niego słowo przemówił, namyślał się, rozważał i często odszedł z tém, z czém przyszedł, bojąc się hardéj odpowiedzi.
— Ty, Ewka, domu pilnuj — mówił łagodniéj, idąc z nią ku dworowi, — złych języków strzeż się. Człowiek... tego... no, wiadomo... każdy człowiek powinien dbać o ludzi.
Chciałby to jaśniéj wytłumaczyć — nie umiał, słów brakło; czuł tylko, że duszę oddałby za tę szczupłą, czarniawą dziewczynę z siwemi oczami, ze złym, ale jakby mądrym uśmiechem... czuł zarazem, że zdusiłby każdego, ktoby jéj chociaż jednym palcem śmiał dotknąć! Ożeniłby się z nią choć dziś, ale kiedy bał się; widział, jak inni parobcy z dziećmi, z żonkami włóczyli się ze służby na służbę, ciągnąc za sobą na wozie złamany stołek, skrzynię bez zamka, kolebkę łozową, w któréj jedno albo dwoje małych piszczało! Ile razy, koło czworaka przechodząc, spostrzegł brudne, opuszczone maleństwo, pełzające po kamieniach, szturgane przez świnie, skubane przez gęsi i kozy, — stawał i patrzał — bronić nawet nie miał ochoty.
— Niech marnieje, niech zdechnie wprzód, nim od ziemi odrośnie; lepsza śmierć, niż psie życie! — spluwał i odchodził.