Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ona w swojéj czerwonéj spódnicy, krótkiéj i wyblakłéj, w siwéj koszuli, łatanéj na plecach białym perkalem, patrzała na to wszystko z pod czoła, zaciskała zęby...
Dawnoby już rzuciła służbę, gdzie ją prawie tylko za chleb i przyodziewek trzymano, lecz bała się, żeby znowu między chłopstwo na głód i ciężką pracę się nie dostać. Przytém jeden z parobków, Andrzej, powiedział jéj raz na zawsze, że się z nią ożeni, jeżeli będzie uczciwą dziewczyną; w przeciwnym razie kości jéj połamie, kamień do szyi uwiąże i na rzekę puści. Obiecywał to spokojnie, grubym, ochrypłym głosem, kija nawet przy sobie nie miał; uwierzyła jednak, przeczuła raczéj, że on obietnicy dotrzyma. Lękała się go trochę, była żwawszą i pracowitszą, gdy na nią patrzył; kilka razy nawet, gdy w święto do stajni zajrzała, stawała przy drzwiach zdziwiona, jakby onieśmielona. Podczas gdy inni parobcy wałęsali się z kąta w kąt, spali na słomie, albo grali przed kuchnią w stare, zasmolone karty, on, siedząc na kulu słomy pod żłobem, czytał!.. Elementarz na kolanach rozłożył, palcem po literach wodził i bąkał niezrozumiałe jakieś sylaby, czerwony, zasapany jak przy ciężkiéj robocie, rękę w rude kudły zasuwał, drapał się za uchem, wzdychał — ale czytał! Ujrzawszy we drzwiach dziewczynę, elementarz śpiesznie za koszulę chował.
— No i czego przyszła? — wołał zaczerwieniony — ruszaj do dziecka! ot, po stajniach jeszcze wałęsać się zacznie!...
Odwracał od niéj głowę, patrzał z podełba w ciemny kąt stajni — wstydził się swojéj uczoności, nie chciał, żeby ludzie gadali, że on nie taki jak inni.