Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślinę, aż w gardle bolało, ocierała się plecami o ściany izby, z nogi na nogę przestępowała, ale wejść do izby nie śmiała; rozjątrzona, zaciskała zęby; schwyciwszy kość psu, biegła z nią w pole, oglądając się co chwila; gdy pies nadbiegał, ciskała ją w krzaki, w warzywo między zagony, śmiała się piskliwym śmiechem, widząc, jak skrzywdzony, zbity z tropu pies stawał, węszył i wracał do chaty ze łbem spuszczonym...
Ona to odkradała pastuchom z torby ser, chleb i kwaszone ogórki. Przez długi czas oskarżano o to samego dyabła — tak zręcznie, przyczaiwszy się, umiała wymacać przez płótno każdy kęs jadła; upatrzywszy stosowną chwilę, wsuwała do torby chudą, małą rękę; dziad nie zdołał jeszcze głowy odwrócić, a ona była już ze zdobyczą w najgęstszéj leszczynie nad strumieniem, jadła chciwie, spoglądając dokoła między gęstemi liśćmi.
W leszczynie téj cienistéj, podesłanéj miękką trawą, usianą białą i różową dzięcieliną, w największy upał nawet panował wonny chłodek; ptactwo różne zlatywało się tu gromadnie, obsiadało gałązki, kryło się w gąszczy; od gwaru, świergotania, szczebiotu, drgały liście, drgało wonne, błękitnawe powietrze. Tu, w południe, parobcy, zostawiwszy woły w polu, przychodzili wyciągnąć się w trawie nad strumieniem; tu dziewczęta i młode kobiety z wioski prały zwykle bieliznę na dwóch wielkich kamieniach, stojąc po kolana w przezroczystéj, zcicha szemrzącéj wodzie. Siwe oczy Ewki zerkały na nich z pomiędzy gęstych liści. Stała tam jednak tylko dokąd nie pochłonęła ostatniego kawałka. Nieraz, podczas najdraźliwszéj sceny, odchodziła, wzruszając ramionami obojętnie. Gdy ją