Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

... Dość już w twoich lapach siedział! Bodaj ty przepadł! — mruknął pod nosem, pykając fajkę.
Szmul udał, że nie słyszy; z rękami w kieszeni patrzył na rzekę pomarszczoną zlekka, połyskującą na słońcu. Przywykł do pogróżek i wymyślań, nieraz sam nawet wywoływał je dość zręcznie, — od próżnéj gawędy skóra nie boli, a potém łatwiéj interes kończyć. Bywało nieraz, że chłop, wygadawszy co na myśl przyszło, dodawał zakwestyonowaną dziesiątkę albo i dwudziestkę.
Szmul chował naddatek z olimpijskim spokojem i myślał w duchu:
— No, ten zna się na grzeczności przynajmniéj.
Maksyma ta obojętność drażniła; chciał jeszcze raz żyda „kręcielem“ nazwać, zmiarkował jednak, że nie warto, milczał, brwi ściągnął i splunął. Czekali na Maksymowę; z cmentarza po chleb i po mleko do chaty zaszła; krótszą drogą, przez pola, miała ich przed karczmą napędzić.
— Jak asan pieniądze przyniesie, to i zliczymy rachunek. Na co tu czort? — odrzekł Szmul z żartobliwą powagą. — Może tam u was jaki parobek jest? Ot kupiec z wiciną stanął, daléj płynąć nie może, człowiek zachorował; popytajcie się, może który pójdzie? On sprawiedliwy kupiec, dobrze płaci, nu, i wam gościńca da.
— A niech on sam zębami ciągnie! — mruknął Maksym, dziwnie jakoś przeciw żydom rozjątrzony.
Naprzeciw, przy lewym brzegu, stała wielka barka zczerniała; kawał szarego płótna, przedstawiający żagle, zwieszał się na wysokim drągu, do którego uwiązano kilka lin grubych, zakończonych parcianemi pasami. Nizka, szeroka, szczelnie gontami kryta, wy-