Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obejrzeli się obaj na łóżko. W sieni spotkali Ewkę. Przez cały wieczór latała jak opętana, z izby na dwór, na strych po drabinie łaziła, kręciła się po izbie, zaczerwieniona jak w gorączce. Sześć lat już była za mężem, a wyglądała jak dziewczyna — szczupła, smagława, z wielkiemi siwemi oczami, brwi i włosy miała czarne, twarz drobną i bardzo białe zęby. Gryzła wargi, rzucała oczyma na wszystkie strony; w czerwonéj spódnicy, w bialutkiéj koszuli i niebieskich paciorkach na szyi, odbijała jaskrawo na tle okopconych ścian izby.
— Czy wy tak do nocy tuptać będziecie? — spytała zasapana, przebiegając wzrokiem od Maksymowéj do łóżka, do skrzyni i kubłów; paliło ją w piersiach, dłonie i podeszwy swędziły, poruszała plecami niecierpliwie.
— Ja posiedzę... przy nim, zaraz od Jakóba przyjdę... połóżcie się...
Maksymowa, pochylona nad skrzynią, spojrzała na nią przez ramię.
— Pilnowała ja jego za życia, to i po śmierci popilnuję — odrzekła zwolna.
Ewka przysiadła na ławie, w drżących palcach kręciła rąbek fartucha.
— To i ja z wami posiedzę — syknęła przez zęby.
Kręciła się na ławie, bosemi stopami szorowała po ziemi; w końcu porwała wiadro i wodę żłopać zaczęła, odpoczęła chwilkę i znowu piła jak koń zmęczony, Maksymowéj z oka nie spuszczając. Wiadro na ziemię cisnęła, kopcącą lampkę ze stołu schwyciła.
— Ja wam poświecę — rzekła, — pociemku zamiast spodni włożycie staremu swoją spódnicę! — zaśmiała się,