Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kawem przesunął po oczach i weszli razem do izby, za stół usiedli; Maksym podsunął mu miskę z jadłem, chleba z bochna odkrajał; sam łokieć na stole oparł, twarz w dłoniach ukrył, siedział i milczał. Piotr jadł; od ciepłéj strawy ciepléj się zrobiło w piersiach i w żołądku, od dobrych słów Maksyma dziwnie jakoś łechtało koło serca. Łzy wciąż jeszcze spływały do miski, mięszały się z krupnikiem, ale w głowie już szum ustał. W piersiach odżyła otucha i siła — onby teraz dla Maksyma w ogień poszedł, pracowałby dla niego od świtu do nocy, ot, za chleb tylko, za łyżkę strawy, dobraby jego pilnował — on możeby nawet i ukradł dla niego, a cóż? ot ukradłby, gdyby trzeba było... Zawsze lubił go i słuchał, a teraz... Teraz to już i myśli nie stało do wyrażenia nieujętych wybuchów wdzięczności, podniecanéj żalem, trwogą i niepokojem. Jedząc, zerkał na niego z pod oka, łyżkę po łyżce pochłaniał, misę opróżnił, chleb odkrajany zjadł akuratnie, wykazując tu na razie swoje posłuszeństwo, gotowość do usług; spotniał przytém, zaczerwienił się jeszcze więcéj... Czuł, że za plecami, w okopconym kącie na łóżku leży stary, białą płachtą przykryty; spostrzegł go, przechodząc przez izbę, i teraz czuł go wciąż koło siebie... żałował jeszcze i w twarz jego jeszcze spojrzéć nie chciał, ale już o Maksymie więcéj myślał niż o nim.
Chata opróżniła się tymczasem. Franek poszedł deski na trumnę gotować, malcy chrapali na piecu; Maksymowa tylko, krzątając się koło czystéj odzieży, wyjmując ze skrzyni bieliznę i siermięgę, co chwila nos fartuchem wycierała.
— Chodźmy, on tam jeden nie poradzi — rzekł Maksym. Wstał zwolna, Piotr poszedł za nim; w progu