Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odszedł i dobrze zrobił; w dłuższéj gawędzie niechybnie zwyciężyłaby mię ta ślamazarna słabość, którą czułam zwykle, patrząc na ciemne kędziory i smutne oczy malarza.
A jednak, wbrew zwyczajowi, nie wyłajałam żadnéj rezydentki za zrobioną plotkę; owszem, gdy przed nocą weszła do mego pokoju ta, którą posądzałam — drugą wówczas bolały zęby, — podarowałam jéj nowiutką szalową chusteczkę, przypominając, że dziś jakoby przypadały jéj urodziny. Pannisko dnia urodzin lękało się więcéj, niż grzechu; rada z chusteczki, gotowa była ją zwrócić, byle oddalić nawet przypomnienie złowrogiéj chwili.
— Za miesiąc zaledwo kończę lat dwadzieścia osiem — odrzekła.
Dziesięć lat już ten sam rok kończyła.
— Nic nie szkodzi, zatrzymaj waćpanna chusteczkę; za miesiąc mogę zapomniéć.
Przez całą noc zapewne suszyła mózg, rozmyślając, za co właściwie dostała podarek. Oh, bo to były dyplomatki nielada! Najmniejsza zmiana w codzienném życiu dawała im dużo do myślenia. Nieraz przez cały tydzień sprzeczały się, dlaczego mój mąż zawiązał chustkę na szyję, gdy zwykle bez niéj się obchodził. Spoglądały przytém na siebie dwuznacznie, z złośliwym uśmiechem. Chociaż tego człowieka wróg nawet o złe myśli posądzić nie mógł. Elegantem nigdy nie był, nawet za kawalerskich czasów; po ożenieniu się tak skapcaniał, że go gwałtem prawie zmuszałam do włożenia czystéj koszuli raz na tydzień; na rezydentki spoglądał wówczas chyba, gdy się która zakrztusiła przy obiedzie; w spokojną porę nie widział ich wcale.