Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaś, chcąc mu zrobić satysfakcyę, pozwoliłam wybrać ze skrzyni na strychu kilkanaście starych książek z pieśniami świętemi; resztę zamknęłam, sądząc, że się przyda może, gdy dziatwę podczas zimy każę czytać uczyć. Nie mówiłam o tém z malarzem, żeby nie sądził, że myśli jego zbytecznie do serca biorę, ale tylko do któréjś rezydentki rzekłam, że na zimę staremu klucznikowi łaskawy chleb dać trzeba będzie, gdyż głuchy jest i nogami ledwo włóczy; żeby lenistwem Boga nie obrażał, z rana będzie wydawał owies dla cieląt, w południe zaś dziatwę folwarczną trochę czytać pouczy; będą przy tém pierze darły — zawsze z parę poduszek przybędzie do wiosny.
W godzinę potém malarz już wiedział o wszystkiém. Kiedy te sikory miały czas latać do niego — nie wiem, dość, że plotki wszelkie roznosiły w mgnieniu oka — taki już miały talent w językach.
Wieczorem przemówił do mnie na ganku:
— Dobry pani powzięła zamiar, trzeba było dawno to zrobić.
Zaczerwieniłam się, upokorzona pobłażliwą pochwałą. Chciałam odpowiedziéć hardo, język się splątał.
— Waćpanu tę myśl zawdzięczam — rzekłam cicho, jak na spowiedzi, a w duszy rogata duma oburzała się na tę pokorę; kraśniałam ze wstydu przed sobą.
— Rad jestem, że mój przykład podziałał na panią.
Głupi, roi mu się, że bez niego nie potrafiłabym. Podniosłam głowę hardo; usta tymczasem gadały zupełnie co innego.
— Dziatwa kiedyś za waćpana modlić się będzie.
— Niechaj wprzód dla siebie lepszą dolę wymodli.