Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mości od swoich nie miał, może listów czekasz? Teraz, chociaż czas pilny, konie i ludzie w robocie, chłopaka stajennego na pocztę poszlę po wiadomość, albo z waszym listem. Powiedz, proszę, a miny takiéj nie trzymaj, bo mnie często aż w sercu kole, gdy na waćpana patrzę.
Słuchał, patrzył na mnie dobrém, łagodném okiem; pokręcił głową zwolna.
— Nie mam rodziny — odrzekł, — nikogo nawet z dalszych krewnych nie mam.
Akurat jak mój chudy, długowłosy wędrowiec. Mimowoli poprawiłam narcyz we włosach. Sierota biedny, niech mu przynajmniéj świat boży miléj się wydaje.
— Więc tak sam jeden, ani żywego ducha z rodziny, krewnych? To być nie może.
— Biedak ma więcéj braci, niżby sam chciał — mówił jakby do siebie; — każdy nędzarz, idący przez życie o suchym chlebie, to mu brat, więcéj nawet, towarzysz, współpracownik na jedném polu mozolnéj pracy; każdy, co myśli, czuje i cierpi, próbuje walczyć według sił i możności, to téż mu brat, towarzysz, któremu pierwéj czy późniéj rękę podać trzeba przy wspólnéj robocie.
— To po chrześciańsku — rzekłam. — Widocznie miałeś waćpan pobożną matkę.
Skrzywił się ironicznie, jakby nietylko w Boga, ale i w dyabła nie wierzył. Nie zdziwiłam się wcale. Młody był; chodząc po świecie, nałapał myśli różnych, więc i o wierze swoje przekonanie miał. Proboszcza rzecz nawracać; ja chciałam rozweselić go trochę, pocieszyć w razie zmartwienia.