Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zacznie, łódź na wzgórek pod las wyciągnij, rozumiesz?
Chłopiec skinął głową.
— Pamiętaj, synku! — krzyczał Bazylak już na rzece. W téj chwili rad byłby do niego boskim głosem przemówić, tak bardzo mu o tę łódź chodziło.
Płynęli daléj. Rozlana rzeka szumiała głucho; ciemne fale, poprzerzynane pianą, pędziły jedna za drugą, unosząc płachty lodu, czerniejące zdala niby kawały poszarpanéj roli. Po brzegach wierzchołki drzew wyglądały jak krzaki porozrzucane kupkami; poza niemi, na wzgórkach, piętrzył się las czarny, sięgający ołowianych obłoków. Szum głuchy napełniał powietrze, rozpływał się we mgle ponad wodą, ginął gdzieś wśród drzew nadbrzeżnych; chwilami bryły lodu ścierały się z łoskotem, rozerwane falą znikały pokryte pianą.
Łódki nie widać prawie na spienionym obszarze. Sylwetki wiosłujących majaczyły we mgle porannéj; ponad nimi stado kawek przelatywało zwolna, poruszając leniwo skrzydłami.
Z początku Karnicki wiosłował zawzięcie — pilno mu było oddalić się od brzegu, znaléźć się wśród głuszy wodnéj, chociażby z narażeniem życia. W miarę jak brzeg znikał mgłą zasłonięty, energia słabła, poruszał wiosłem coraz wolniéj, usiadł na ławie. Chłód wilgotny przenikał do kości, członki drętwiały; znużenie, zwyciężane dotąd gorączkowym niepokojem, przemieniło się powoli w senną bezwładność.
Łódka, przemykająca wśród kry po szumiących falach, bujała niby łupina orzecha, przechylała się, drgała uderzona o bryłę lodu płynącą pod wodą; tylko