Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwadzieścia, od kiedy jest rybakiem i przewoźnikiem, takiéj nie miał jeszcze, chociaż myślał o podobnéj na trzeźwo i po pijanemu! Dopiero téj zimy Karnicki dąb mu podarował, dobry pan! Ślamazarny tylko... oto żeby przy pańskiej duszy rozum miał, nie zginąłby marnie, oh, nie!
Bazylak, smoląc łódź nową, o smole, o deskach i o nim myślał naprzemian; kręcił przytém głową i pomrukiwał pod nosem. Czasami przychodziło mu téż na myśl, że teraz będzie mógł po kilkoro ludzi i tyleż bydląt przewozić naraz; wówczas zapalał lulkę i obliczał przypuszczalnie, ile zarobi w dzień kiermaszu, a ile w powszedni. Rachunek wypadał pomyślnie! Jeśli nawet czart nie weźmie cherlawego Piotra rybaka, co tam z drugiego brzegu pod jedlinami siedzi; jeśli nawet kulawego Michała syn téj wiosny z wojska wróci, jak gadają, to i tak Bazylak z dorosłym synem w nowej łodzi więcéj zarobić potrafi, niż oni wszyscy razem ze ślamazarnemi czółnami! Gawęd, zazdrości będzie coniemiara! Wprawdzie dotąd poniewierać sobą nie pozwalał, ale że na cudzéj ziemi siedział, w nędznéj chałupie z dziurawą strzechą, poważania miał tyle wśród rybaków, ile cudzy pies w wiosce; krzywdy mu wprawdzie wielkiéj nie czynili, ale i do zysków zbytecznie nie dopuszczali, zerkając zwykle z ukosa na jego łódkę łataną!
Z podróżnych chyba tylko pijana baba, albo ten, co nigdy nie płaci, jechał z nim bez obawy; inni woleli na prom czekać chociażby dwie godziny, albo wołali drugich rybaków. Przeklinał on ich téż z duszą i ciałem. A jeśli tam bogatego Piotra choroba dręczy — kto wie; może Bóg łaskaw jego życzeń wysłuchał