Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z ostatecznym wysiłkiem przysunął dla mnie krzesło do swego fotelu; usiadłam bliziutko.
Naraz zdało mi się, że straszna jakaś cisza zapanowała w naturze, że stopniowo wszelki ruch i życie drętwieje. Trzymałam jego rękę — z początku drgała zlekka, chłodne palce przylgnęły do mojéj dłoni. Z głową odrzuconą na poręcz fotelu, patrzył na mnie, przymykał oczy. Po chwili podnosił ociężałe powieki i gasnący wzrok znowu ku mnie zwracał. Zamierał. Czułam to, ale już w piersiach nawet na krzyk boleści siły zabrakło!...
Wróciłam samotna, w myślach po strasznym chaosie zapanował martwy spokój, tylko kąt ziemi z mogiłą wciąż stał przed oczyma — nie mogłam o nim zapomnieć ani we śnie nawet.
Stroskana, wpół martwa, w pierwszych tygodniach zapomniałam, że żyję wśród ludzi. Powoli jednak spostrzegłam straszną pustkę — ani jedna żywa dusza nie przyszła zapytać, czy żyję. Zadżumiona nie mogłaby zostać więcej osamotnioną! Ludzie, z którymi od dzieciństwa spotykałam się codziennie, wymijali mnie na ulicy jak nieznajomą.
Nieznajomą! — myślałam; w istocie zmieniłam się do niepoznania: twarz i czoło pokryło się zmarszczkami, w warkoczach połowa włosów zbielała; pies stróżki, któremu dawniéj czasami kawałek bułki rzucałam, biegł ku mnie, ile razy zdaleka na dziedzińcu ujrzał... poznawał tedy.
Na wiosnę, kiedy wracające siły zaczęły się domagać ruchu i pracy, zaczęłam wychodzić coraz częściéj. Miałam po nim kilka rzeczy drobnych dla córki; pójść do niéj jeszcze nie mogłam, z dnia na dzień od-