Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z opowiadania wnioskowałam, że przez cale życie wielkich rozkoszy nie zażył: z żoną żył krótko, Dobkiewiczowa zaś, która wraz z wnuczką i jego wzięła w swoją opiekę, niezmiernie praktyczna, przy każdéj sposobności przypominała mu delikatnie, ale stanowczo, że jest niedbałym ojcem, o los dziecka nie troszczy się wcale i ani jednym szelągiem nie przysparza matczynéj fortuny.
Po obiedzie zapominała nalać mu czarnéj kawy i raz zwierzyła się mi pod sekretem, że pan Marek bez litości drze bieliznę, a skarpetek nie może mu nastarczyć!
O troskliwości, serdeczniejszém słówku mowy nie było. Akuratnie zabierała jego miesięczną pensyę i akuratnie ubolewała, że zaledwie na życie starczy!
— Chory jest, powinien się leczyć — zauważyłam, wysłuchawszy ekonomicznéj tyrady.
— Nie warto, zwydatkowałby się bez potrzeby, jemu nic nie pomoże, taki już gatunek! Kaszle, mizerny i słaby, a zobaczysz pani, że będzie żył, póki nie umrze! Znałam już kilku cherlawych: każdy przeznaczone sobie lata przeżył — odpowiadała, przekonana, że mówi najświętszą prawdę.
Pan Marek widocznie dobiegał kresu „lat przeznaczonych.”
Pomimo starannego wysiłku, żeby się wydawać weselszym i zdrowszym, mizerniał z dniem każdym. Próbowałam dodawać mu otuchy, rozweselać, ale oderwać go od ciągłéj pracy nie mogłam!
Ciesząc się nieograniczoném zaufaniem pryncypała, spełniał kilka obowiązków naraz: rozpisywał listy, przyjmował pieniądze, prowadził ogromne ra-