Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na ganku tymczasem obaj bracia czytali list jednocześnie; p. Tomasz trzymał go w obu rękach; p. Jan, z wyciągniętą szyją nad ramieniem brata, mrużył oczy, łowił migające się litery.
„Szanowni wujowie dobrodzieje! (stało na początku krzywém ale wyraźném pismem). Ot, koniec i basta! Wyszedłem już, chwała Bogu, na człowieka: jestem majstrem w kolejowych warsztatach, a jak wakans otworzy się, będę maszynistą! Od was już nic nie potrzebuję, jeszcze wam będę przesyłał po trzy ruble na miesiąc, albo i po pięć; nie chcę chwalić się zawczasu, żeby potém nie najeść się wstydu. Nie pisałem długo, bo nie wiedziałem, czy zżyję się z tutejszymi ludźmi, człowiekowi z charakterem trudno! Teraz widzę, że dam sobie z nimi radę, więc i piszę, żeby was zawiadomić, jak jest, i zarazem podziękować za wszystko! Nie bójcie się, ja wam tego nigdy nie zapomnę, coście dla mnie zrobili! Charakter pomógł mnie wiele, ale bez was zmarniałbym może jak pies albo jak sierota! Otóż ja teraz o was pamiętać będę, jako jestem uczciwy człowiek i kochający was siostrzeniec, Julian.
Wilno, dnia 15-go września r. 1888.”
List był pomyślny, ale radości nie wywołal — na razie nawet bracia osowieli jakoś...
Napróżno Trepko, stojąc na słońcu, czekał, kiedy p. Tomasz zgniecie list i ciśnie pod ławę, zaklnie, zaczerwieniony, od piorunów, szatanów, urwisów, a pan Jan syknie „Chryste Panie!” udając oburzonego; bracia siedzieli nieruchomi.
— Dobrze, bardzo dobrze! — powtarzał p. Tomasz ma chleb. Myśmy niepotrzebni.... bardzo dobrze!