Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bramy, obejrzał się po ulicy i, nagarnąwszy trochę suchych liści, kładł się na słońcu, zmrużył oczy, poruszał ogonem na lada szelest. Trepkę psy znały; żaden nawet głowy nie podniósł, gdy ten, kulejąc, z torbą przez plecy, szedł wzdłuż domków. Zato w oknach rozchylały się siatkowe i muślinowe firanki, ponad doniczkami fuksyi, rezedy i geranium wyglądały za nim głowy staruszek i emerytów — przez chwilę czekano, czy téż furtka nie skrzypnie.
Trepko szedł daléj; głowy w oknach znikały. W Zarębiu skrzypnęła furtka. Na ganku o dwóch słupkach i dwóch ławeczkach siedział p. Tomasz w płóciennym szlafroku, w kaloszach na bosych nogach; pan Jan siedział naprzeciw niego na drugiéj ławeczce. W pośrodku na rozesłanym worku prześliczne żółte i czerwone jabłka mieniły się na słońcu. Kilka pszczół, zwabionych zapachem, brzęczało wkoło nich... Przed gankiem stał Jankiel, targował się już godzinę i nie mógł dobić targu. Dawał po dwa grosze na ogół, bracia jednozgodnie po trzy chcieli. Ujrzawszy Trepkę, obaj powstali, obaj przysłonili ręką oczy od słońca, na ustach u obydwóch zastygł wyraz „list...” Obaj téż wyciągnęli rękę jednocześnie, gdy Trepko, stanąwszy przed gankiem, po chwilowém poszukiwaniu w torbie wyjął list duży, w szaréj kopercie z szafirowym monogramem.
— Od siostrzeńca! — rzekł ze złośliwym uśmiechem — radość... pociechę!... pewno pozdrowienie wujaszkom przesyła!
Odstąpił w tył parę kroków, skórzaną torbę na brzuchu poprawił i czekał; słońce go grzało, jabłka pachły... Zawczasu czuł w ustach smak wiśniowej nalewki.