Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja go się wyrzeknę! — wykrzykiwał p. Tomasz, posyłając pierwsze dziesięć rubli na stancyę i odzież, gdy się Julek do szkoły kolejowej dostal. — Samowolny, hajdamaka, niech sam sobie radę daje! I to dziś oni tacy wszyscy! Ledwo od ziemi odrośnie, o rozumie swoim, o charakterze dowodzi. Starszych za boże podszycie nie ma!... Oj, pokolenie! bodaj ono zmarniało! Ja go się wyrzeknę!
— No i... ja! — dodawał nieśmiało p. Jan, czując się w obowiązku wtórować bratu.
Tymczasem jednak, ponieważ „hajdamaka” kosztował coraz drożéj, trzeba było myśléć o stałych dochodach. P. Tomasz przyjął lekcye u aptekarza, codzień musiał się umyć, ubrać, ogolić akuratnie; stojąc przed lustrem, dziwił się sam sobie, mrużył okiem, myśląc o pewnej wdówce na wsi... żeby téż ona teraz go widziała! Irytacya i złość odmładzały go bezwarunkowo. Klął Julka, dla którego codzień po słocie i chłodzie musiał wlec się na drugi koniec miasteczka, a jednocześnie wiedział przynajmniéj, co ma z dniem zrobić, i czuł w sobie znowu dawną energię w całym rozwoju.
P. Jan dopuszczał się malutkich defraudacyj: „oszczędzał” przy sprzedaży produktów i marzył, że kiedyś sam poszle kilka rubli temu urwisowi!.. Myśl ta pochłaniała go całkowicie. Nigdy jeszcze nie drżał tak nad każdym groszem, nigdy nie był przezornym, przebiegłym prawie, gdy chodziło o zdobycie dziesiątki. Kupił kilka kur, sam podbierał jaja, przepisywał metryki u proboszcza, a służącym za parę groszy pisywał miłosne listy za dyktandem — sam nigdy w życiu nie zdobyłby się na taką mądrość!