Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyraz ten, „charakter” oburzał i zdumiewał staruszków. Oni nigdy nie mieli charakteru! P. Jan wzruszał ramionami na samo to słowo; czyż wytrwałby przez lat tyle pod rozmaitymi zwierzchnikami, żeby miał choć cień charakteru! P. Tomasz wiedział, że na świecie trzeba żyć tak i owak, a charakter to wymysł tych niedouczków, którym się zdaje, że mur głową przebiją. To téż ile razy smagał rózga Julka, za każdém uderzeniem dodawał: to za żydów, to za kozy, to za szyby, a to za charakter! Ostatnie uderzenie stanowiło jakby coup de grâce, wymierzał je z precyzyą, z amatorstwem; zżymał się na samo przypuszczenie, że ten smarkacz śmie o jakimś swoim charakterze wspominać. Rozjątrzony chłopak wykrzykiwał, że chałupę spali, krowę zarznie, a sam w świat pójdzie, bo już z tymi starymi rady dać nie może!
— Ja go wypędzę! — powtarzał p. Tomasz.
Czuł przytém, jak mu skrzepła krew żywiej krąży, serce uderza jak za młodu, policzki rumienią się; po każdéj takiej scenie jadł za trzech, o nalewce zapominał, a do reformowania Julka brał się coraz zawzięciéj.
P. Jan łagodził chłopca, wmawiał mu, że podpalanie jest grzechem, krowy rznąć nie należy, bo to przecie boskie stworzenie. Tulił go, głaskał po twarzy, pod sekretem kupował mu ołówki, obwarzanki; ażeby zaś wywyrównać rachunki, coraz zawzięciéj pracował w ogrodzie. Prawdziwa ich troska zaczęła się wówczas dopiero, gdy sporego wyrostka oddali na naukę do Wilna, z początku do szewca, potém do stolarza. Chłopak i tu okazał swój „charakter” — uczciwego rzemiosła uczyć się nie chciał, uroił sobie, że będzie wielkim człowiekiem: konduktorem albo maszynistą!