Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wpuścił, potém jeszcze, wychodząc, pchał ich łokciami na prawo, na lewo, ot tak sobie, żeby pokazać, że on tu gospodarz, a oni goście!...
Dziś, oprócz listu ze zwierzęciem i paru innych, niósł awizacyę dla biednéj wdowy, od córki guwernantki, co miesiąc matce sześć rubli przesyłającéj... Stara, odbierając, ma zwykle łzy w oczach... Głupia! On nie płakałby, żeby nawet sześćdziesiąt otrzymał! Niósł i ten list... do Zarębów! duży list w szaréj kopercie z szafirowym monogramem, z „bardzo pilno” na wszystkich czterech rogach. Od siostrzana, od tego rozbójnika Julka, który przed kilku laty całe miasteczko utrzymywał w ciągłéj trwodze, zanim go licho ztąd nie wzięło.
Trepko nie cierpiał chłopca, czuł szczerą pogardę dla jego wujów, starych kawalerów, z którymi sąsiadował od lat kilku. Miał chałupę obok ich ogrodu, lecz cóż z tego? Z innych ogrodów ciągnął daleko większe zyski, niż z tego najbliższego. Skąpcy strzegli swego dobra w dzień i w nocy. Z za płotu, na ludzką pokusę, zwieszały się gałęzie, obciążone owocami, jagody najrozmaitsze dojrzewały jak w raju, ze dwadzieścia ulów wzdłuż przy drzewach, a trawa bujna wkoło płotów wabiła bydlęta i ludzi! Zaledwie Trepko mimochodem sięgnął po najmizerniejsze chociaż jabłuszko, koścista ręka wysuwała się z poza gałęzi. „Nie wolno!” ryczał głos z pod ziemi, a jednocześnie gruby drąg wysuwał się z za płotu nad samym jego grzbietem, parę razy nawet drąg upadł mu na kark... niechcący!
W poniedziałek szczególnie, po każdém święcie, gdy Trepko odpoczywał pod płotem ociężały, trochę