Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Struję ich raz jeszcze, a potém niech mnie dyabli biorą! — rozmyślał kulawy Trepko.
W skórzanéj torbie niósł z poczty trochę gazet, parę awizacyj, kilka listów. Jakie tam listy w małém, zapadłém miasteczku, gdzie poczta zatrzymywała się więcéj dla porządku, niż z potrzeby! Trepko prawie czytać nie umiał, a treść tych listów wiedział na pamięć. Do młodego doktora co tydzień pisywała „jakaś...” raz z gołąbkiem na kopercie, to z różyczką, to z aniołkami, dziś téż list z jakiémś zwierzęciem przesłała — pewna złotówka, a może i czterdziestka — doktor za te głupstwa płacił hojnie!... Do aptekarza nikt nigdy nie pisał. Księdzu przysyłali grube, opieczętowane pakiety, warte trzy kieliszki wódki, za które Trepko tylko szklankę herbaty dostawał; do emerytów i emerytek pisywali czasami synowie i córki; żydom, nawet bogatym, Trepko listów nie nosił; sami na pocztę biegali; on tylkoim drzwi przed nosem zamykał — i dokąd od pisarza wszystkich „chrześciańskich” listów nie odebrał, ani jednego żyda do izby pocztowéj nie