Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszy raz w życiu otrzymałem prawdziwy, ciężki, duży scyzoryk.
Tylko ten urzędnik, wychodząc, miał taki szkaradny uśmiech... Kiwnął mi głową, jakby na znak porozumienia... Cherlawy jakiś, rudy, z twarzą wydłużoną jak u lisa... chytry bestya! widać to z biegających oczu; wśliznął się tak rano, cichaczem, i przyniósł to właśnie, o czém tak dawno myślałem... scyzoryk! najpiękniejszy chyba, jaki jest w mieście!
I zkąd mu to przyszło? Nie mówiłem z nim nigdy ani słowa, nie patrzałem nawet na niego. W ten dzień, jako w dzień imienin moich i ojca, otrzymałem kilka oryginalnych podarków... olbrzymi samowar, pyszne bobry, z których na moją małą figurę można było wykroić cztery paltoty i jeszcze zostałoby na czapkę dla ojca, dywan, wazony i t. d. Podarki te pochodziły od rozmaitych osób, mających interesa z ojcem, który był dyrektorem poważnéj instytucyi. Kochał on mnie jako jedynaka, a ludzie o tém wiedzieli; kobiety nawet zalecały się przeze mnie do niego, był bowiem wdowcem i, pomimo siwych włosów, jeszcze bardzo pięknym mężczyzną. Więc ten biedak może zapomocą scyzoryka chciał względy pozyskać... zabawny! Wprawdzie zarówno jak bobry i samowar, kałamarz, pióra, nożyki, scyzoryk nawet wyglądały zapoważnie, jakby nie dla mnie przeznaczone... duże, ciężkie, mogły figurować na biurku stowarzyszonych dyrektorów.
No, ale już tego nie oddam. Wolałbym tylko, żeby podarek pochodził od kogoś innego... jak ojciec się dowie, będzie bieda. On od tych... tam przyjmował tylko płaszcze i kalosze, gdy mu przy wyjściu podawali...