Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myśl, żeby kiedykolwiek wykluczona być mogła z zaczarowanego koła. Myśl ta dręczyła ją coraz rzadziéj; z latami jakiś dobry spokój otoczył serce. Kiedy ją doktor ujrzał tak doskonale wykończoną, zatarł ręce ze złośliwym uśmiechem, na razie jednak w żadne się kombinacye nie wdawał, zapytał tylko prosto z mostu:
— No, cóż? Nie wyszłaś pani za mąż? Czy w legionach wielbicieli sami tylko szeregowcy? Na odznaczenie żaden nie zasługuje? Szkoda! Chociaż to było do przewidzenia: zawsze przepowiadałem pani, że zmarniejesz tak, jak ja! Obojeśmy widocznie ciężko zgrzeszyli, przychodząc na świat. Zapisz się pani do jakiegoś bractwa... to przynosi ulgę w samotności.
Widział, że oblała się rumieńcem, poruszyła nozdrzami i w mgnieniu oka spokojną była jak posąg.
— Dusza jest jeszcze, nie wiadomo tylko, gdzie siedzi. W sercu nie była, w głowie... krótko; teraz może w pięty zemknęła, z wielkiéj pokory przed wielkopaństwem. Lepsze od niéj widziałem, piękniejszéj... nigdy, i dlatego zapomniéć nie mogę; zresztą, co do mnie, mogłaby być jeszcze gorszą, nie ożeniłbym się z nią, chociażby jedynie dlatego, że za mnie nie pójdzie!
Przyjeżdżał rzadziéj, bawił krótko, ale oka z niej nie spuszczał, przy obiedzie szczególniéj, gdy z wielką finezyą wybierała kąski, smakowała sosy i, jak stary kuchmistrz, wydawała krytyczne sądy o każdéj potrawie. Kręcił głową z podziwienia, smakował, czasem mruczał do siebie:
— Ot, czémby ją dyabeł mógł pozyskać.