Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czali ją przeważnie żonaci i zblazowani, świat najryzykowniejszy, pomimo że się trzyma niby na wodzy. Zręczność do flirtowania zdarzała się na każdym kroku — korzystała z tego dość oględnie. Zbyt często zmieniała partye; gra nie mogła się stać ani zahazardowną, ani za głośną. Młode kobiety nazywały ją „zręczną,” staruszki uśmiechały się pobłażliwie:
Elle doit se consoler, pauvre!
Wiedziały, że z powodu swéj chwiejnéj pozycyi skazaną była na staropanieństwo i opuszczenie. Przyszłość ta wcale jéj nie przerażała; w zamężciu bała się macierzyństwa, kłopotów rodzinnych. Miała już stałą migrenę, choroby żołądka, które zmuszały ją leczyć się latem, zimą krępowały swobodę; podtrzymanie zdrowia stało się główną troską, wykwintne jadło najgłówniejszą przyjemnością w życiu. Od czasu, jak przestała tańczyć, przekładała wielkie obiady nad wielkie bale. Ciotka, coraz młodsza, plątała się w intryżki, niby w ogon własnéj sukni. Traciła głowę raz dla tenora, drugi raz dla basetli, trzepotała się jak ptaszę, ale o powtórném zamężciu nie chciała słyszéć.
Ma chêre! żebym nie była wdową, chciałabym być panną! Mężatką nigdy! — szczebiotała ze śmiechem. — Zadobrą jestem na żonę. Przytém tyle już razy bankrutowałam, że ostatecznie spokoju i przyszłości na niepewną hypotekę umieszczać nie myślę. Za granicą zbywamy towar, niemający popytu w kraju, ja tu od czasu do czasu przywożę swoje usposobienie... wracam spokojna, nie grzeszę nawet wspomnieniem, gdyż wolę myśléć o przyszłości. Na starość zostanę może dewotką, zresztą... zobaczymy!