Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

białéj lilii, albo pajączka na róży. Z natury miał nieprzezwyciężony wstręt do owadów i płazów — lada pająk mógłby go wypędzić z mieszkania, skazać na nocleg na schodach, podczas zimy! Schylał się wraz z nią nad lilią, drżącemi palcami brał muszkę i kładł ją sobie na ręce.
— Prześliczna, bardzo ładna! — powtarzał; gotów był drugą ręką głaskać ją aż do uduszenia.
Oglądając, P. Nina zbliżała się ku niemu, z uśmiechem spoglądała na owada, pełzającego zwolna. Jednocześnie mrowie go przebiegało od muszki i od świeżego oddechu, który czuł wyraźnie na powierzchni ręki! Do pajączka przemawiał: „o ty przyjacielu!” albo „oh, psotniku!” tak swobodnym głosem, jak gdyby w istocie najbardziej lubił w naturze białokrwiste stworzenia.
— Jeżeli kiedy każe pogłaskać żabę, to będzie źle! czuję, że nie wytrzymam — rozmyślał, zżymając się na samą myśl o wstrętnym krzeku.
Kiedy jednak raz w parku zielona żaba przeskoczyła im drogę: „O! co zazgrabne stworzonko!” — zawołał, i już schylał się, żeby ją podnieść z ziemi. P. Nina skinęła tylko główką; żaby nienależały do jéj faworytów. Przestał wierzyć w idyosynkrazyę; będąc tam, w ogrodzie, uśmiechał się do gąsienic, pełzających po drzewach, z zupełną obojętnością spoglądał na chrabąszcza na swojém ramieniu! Żeby z poza kunsztownie przystrzyżonych krzewów, z pośrodka kwiecistych trawników, rzucił się lew rozjuszony, i do niego może uśmiechnąłby się dobrodusznie — ogarniała go tak dziwna bło-