Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przestaję wierzyć! Tchórzy przed miłością; pierwéj czy później wystrychnie mię na dudka! Jeżeli ludzie nazwą mię waryatem, będą mieli słuszność tylko w połowie; jestem waryatem i głupcem, wkrótce może i błaznem zostanę, wówczas już niczego ludziom zazdrościć nie będę. Bodaj bym zmarniał wprzód, zanim ta, jedynie rozumna, piękna myśl zawitała do mojéj głowy! Żeby mi skrzydła raptownie wyrosły, byłbym w mniejszym kłopocie! Zakochany orangutang, to bodaj najśmieszniejszy potwór. Oj, czuję że się na żal zbiera! Głupi żal, co zamiast w sercu siedziéć, wygląda przez oczy, wykrzywia usta i biednéj małpie nadaje minę zbiedzonego szpitalnika! Jeżeli poddam się, przeklnij mię szlachetny rodzie małpi, gdyż będę wówczas najsłabszym z ludzi!
Nie poddawał się! Rubaszna wesołość pomagała do maskowania wzruszeń; najgorsze było owo sam-nasam! W salonie jeszcze pół biedy — miał dokoła wykwintny arsenał cywilizacyi, który mu wciąż jednę broń przypominał, straszną nawet dla filozofów. Śmieszność, bardziéj jeszcze niż cierpliwość, trzymała go na wodzy! W ogrodzie, wśród odurzającéj woni kwiatów, w cienistym parku, miękł znacznie, stawał się małomównym, albo mówił przyśpieszoném tempem, jak strwożony uczeń, kiedy wydaje źle umianą lekcyę.
Nosiła wówczas białe sukienki, buciki ze złotawéj skóry i warkocze spuszczone na plecy; chodziła tak leciuchno, że biedny Ezop mimowoli stąpał na palcach, dreptał obok niéj drobnemi kroczkami, wpatrzony w główkę zgrabną jak u greckich posągów, w świeżutką twarzyczkę, w długie rzęsy pysznych oczu. Gdy zbyt długo milczeli, wskazywała mu bożą-krówkę na