Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spodziewam się, iż mi pan da zadośćuczynienie.
— I owszem, panie.
— Godzina?
— Która się papu podoba.
— Jutro o ósmej rano, na łące Maso, jeśli pan sobie życzy. Świadkami moimi będą, ci panowie.
— Bardzo dobrze, panie; a oto jest świadek.
Hektor spojrzał na mnie wzgardliwie i wziąwszy na stronę Filipa wraz ze swymi dwoma towarzyszami, powiedział doń:
— Ależ, kochany panie hrabio, pozwól mi powiedzieć, iż żart idzie zadaleko. Teraz, kiedy mamy się bić, trzeba brać rzeczy nieco poważniej. Świadkowie moi są ludźmi ze stanowiskiem; oto np. margrabia Mazzorbo, oto pan di Monteverbasco. Nie sądzę, abyś pan chciał z nimi, jako świadka, łączyć tego pana, któremu nie tak dawno kazałem dać dwadzieścia franków za nastrojenie fortepianu. Doprawdy, nic nie rozumiem. Wczoraj odkryto, że ten pan ma konszachty z moją kuzynką, a dzisiaj słyszę, że to pański osobisty przyjaciel. Chciej nam pan powiedzieć przynajmniej jego nazwisko.
— Myli się pan hrabia. Ten pan, jak go pan mianujesz, nie jest nastrajaczem fortepianów, i nigdy nie był u pańskiej kuzynki. Jest to Lelio, jeden