Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Obstawałam za rodem, ponieważ dotąd wystawiałam sobie, że rasy świetniejsze przewyższają inne odwagą, zasługą, ugrzecznieniem, szczodrością. Na szlachtę patrzyłam tylko z głębi galeryi portretowej pałacu Aldinich. Tam wszyscy przodkowie moi przedstawiali mi się w swej chwale, mający wszystkie swe czyny bohaterskie lub zasługi pobożne zaznaczone na płaskorzeźbach dębowych; mój więc podziw dla nich był uprawniony: czułam, że i w moich żyłach płynie krew niemniej gorąca, niemniej szlachetna.
Lecz jakżeż zwyrodnionymi wydali mi się potomkowie innych patrycyuszów! Po plemieniu zostało im tylko fałszywe przeświadczenie o swej wielkości, roszczenia oburzające. Pytałam się, gdzie jest szlachectwo? spotykałam je tylko na tarczach herbowych, nad drzwiami pałaców.
Postanowiłam wstąpić do klasztoru, i tak nalegałam na matkę, że mi pozwoliła. Książę Grimani sprzyjał memu życzeniu. Od czasu, gdy w jakimś zakącie Lombardyi wygrzebał rodzaj kuzyna, który mógł się zbogacić moim kosztem, a dzięki mojemu posagowi z blaskiem nosić niezatracalne imię Grimanich, pragnął wdrożyć we mnie posłuszeństwo, i pochlebiał sobie, że pobożność zmiękczy mój charakter. Jakiej, istotnie, gorącej trzeba było pobożności, jakiego pragnienia męczeństwa, ażeby przyjąć takiego Hektora!
Odebrano mnie z klasztoru przed kilku mie-