Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał się we mnie, kiedy wielką szpilką czarną zakłówałam w serce moje największe lalki.
Raz nocą, w pokoju matki, gdzie i moje stało łóżeczko, zbudził mnie głos męzki. Głos ten przemawiał do niej tonem niemal surowym, matka zaś odpowiadała nieśmiało, boleśnie i jakby błagająco. Zdziwiona, myślałam zrazu, że to ktoś ze starszych w rodzinie i zaczęłam przysłuchiwać się bałem uszami, cichutko, ażeby się nie domyślono, iż nie śpię. Nie zważano na mnie, mówiono swobodnie Ale cóż to za niesłychana rozmowa! Matka moja mówiła:
— Gdybyś mnie kochał, poślubiłbyś mnie.
A mężczyzna ten wymawiał się od poślubienia.
Potem matka płakała, mężczyzna także, i słyszałam... Ah, Lelio! muszę mieć dużo dla ciebie szacunku, skoro ci to opowiadam; — słyszałam odgłos ich pocałunków.
Zdawało mi się, że poznaję głos tego człowieka, ale uszom własnym nie chciałam wierzyć. Wielką miałam chęć zobaczyć, ale nie śmiałam się ruszyć, wiedziałam bowiem, że dopuszczam się złej rzeczy, podsłuchując; a ponieważ posiadałam już kilka uczuć wznioślejszych, sama się wysilałam, aby nie słyszeć. Słyszałam jednak mimowolnie. Nareszcie mężczyzna powiedział do matki:
— Błądź zdrowa, żegnam cię na zawsze, nie