Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odmawiaj mi jednego zwoju twych pięknych włosów płowych.
— Matka zaś odparła:
— Utnij sam.
Staranność, z jaką utrzymywała moją głowę? dała mi wyobrażenie, iż włosy kobiece musi to być coś bardzo drogocennego; usłyszawszy więc, iż ona oddaje cząstkę włosów swoich, doznałam uczucia zazdrości i żalu, tak jakby ona odzierała się z dobra, do którego ja tylko mam prawo. Zaczęłam w cichości płakać, ale usłyszawszy, że ktoś podchodzi do mojego łóżka, prędko otarłam oczy i udałam, że śpię.
Wtedy rozsunięto moje kotary i zobaczyłam czerwono ubranego człowieka, którego zrazu nie poznałam, nie widziawszy go nigdy w tym stroju. Ale on wtem coś do mnie przemówił i poznałam natychmiast; był to... Lelio! ty zapomnisz o tej historyi, nieprawdaż?
— I cóż dalej, signoro?... — zawołałem, konwulsyjnie ściskając jej rękę.
— Był to Nelio, nasz gondolier. Owóż... Lelio! co tobie jest? Drżysz, ręka twoja się trzęsie... O nieba! ty bardzo ganisz moją matkę?
— Bynajmniej, signoro, bynajmniej — odparłem głosem zgasłym; — słucham cię z całą uwagą. To działo się w Wenecyi?
— Czy ci powiedziałam?