Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ba ta smutna Florencya. Te wszystkie stare, czarne pałace, okute żelazem od stropu do powały, nie wyglądają, już, jak więzienia?
Próbowałem utrzymać swobodną rozmowę, ale bardzo mi było nieradno na sercu. Nie miałem zamiłowania do awantur, w których chodziło o dogodzenie kaprysom kobiecym, z czystą ujmą dla mnie. Zdawało mi się, że jestem dość lekko traktowany, skoro ona dla mnie naraża się na niebezpieczeństwa i nieszczęścia, a nie pozwala mi ich przezwyciężać lub im zapobiegać.
Popadłem mimowoli w kłopotliwe milczenie. Signora po daremnych usiłowaniach przerwania go, umilkła również.
Twarzyczka Lili była wciąż wylęknioną. Wyjechaliśmy z miasta; dwa razy zwróciłem uwagę na miejsce odpowiednie do wysadzenia mnie z powozu. Dwa razy signora sprzeciwiła się temu tonem nakazującym, mówiąc, że to za blizko od miasta i że możnaby jeszcze spotkać tego znajomego.
Od kwadransu nie mówiliśmy ani słowa; położenie to stawało się wielce nieprzyjemnem. Byłem niezadowolony z signory, która wciągnęła mnie bez mego przyzwolenia w przygodę, krępującą me ruchy. Bardziej jeszcze niezadowolony byłem z samego siebie, żem się dał wciągnąć w dzieciństwa, których cały wstyd spaść może tylko na mnie, gdyż w oczach ludzi, choćby najmniej skrupulatnych, ze-