Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Istotnie — odrzekłem znów — naumyślnie.
W tej chwili wszedł kuzyn, a ja na jego powitanie zerwałem trzecią strunę. Była to jedna z ostatnich basowych, huknęła też straszliwie.
Nieprzygotowany na to kuzynek, cofnął się krokiem wstecz, a signora wybuchnęła śmiechem. Śmiech ten wydał mi się dziwnym. Nie odpowiadał on ani jej twarzy, ani powierzchowności; miał w sobie coś cierpkiego i wymuszonego, co zraziło kuzynka tak, że aż mi się go żal zrobiło.
— Obawiam się — powiedziała signora, gdy koniec tego nerwowego wybuchu pozwolił jej przemówić — iż tego wieczoru do naszej muzyki nie przyjdzie. Ten biedny, stary klawicymbał jest zaczarowany; wszystkie w nim struny pękają. Jest to zjawisko nadprzyrodzone, zapewniam cię, Hektorze; dość na nie spojrzeć, aby się załamały i pękły ze strasznym łoskotem.
Potem zaczęła się znowu śmiać wybuchowo, ale tak, że twarz jej zgoła rozweselenia tego nie odczuwała. Kuzyn śmiał się także przez posłuszeństwo, ale nagle przerwała signora:
— Nie śmiejże się, mój kuzynku, wszak nie masz do tego najmniejszej chęci.
Wydawało mi się, że ten kuzyn bardzo nawykł do jej szyderstw i udręczeń. Ale uraziło go to, iż rzecz odbyła się wobec mnie, gdyż odparł topem zagniewanym: