Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głupi, żem upuścił klucz na metalowe struny instrumentu, które żałośnie zabrzmiały. Signora drgnęła, wzruszyła ramionami, i nagle odzyskując zimną krew, jakbyśmy między sobą odgrywali scenę parodyi, spojrzała na mnie bystro, z zapytaniem:
— Cosa, signore?
— Zdaje mi się, że wasza wielmożność coś do mnie mówiła? — odparłem z takim samym spokojem, i wróciłem do zajęcia.
Ona stała na środku pokoju, niby skamieniała wobec takiego zuchwalstwa, albo jakby niepewna tożsamości osoby, którą we mnie zdawało jej się poznawać.
Nareszcie zniecierpliwiła się i niemal grubiańsko zapytała mnie, czy prędko skończę.
— O! nie prędko, signora; bo oto jedna struna pękła — odparłem.
I jednocześnie silnie zakręciłem strunę na kołku, tak, ażeby ją zerwać.
— Mnie się zdaje — rzekła — iż ten fortepian bardzo pana trudzi.
— Bardzo — odparłem — wszystkie struny pękają.
I zerwałem drugą.
— To jakby naumyślnie — zawołała.