Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

udał się we wskazanym kierunku, ona poszła w inną stronę, wsparta na ramieniu dostojnego kuzynka.
Nie jest rzeczą zbyt trudną prawie nastroić fortepian, a chociaż tego nie próbowałem nigdy, wywiązałem się z zadania dość dobrze; tylko poświęciłem temu daleko więcej czasu, niżby potrzebowała ręka wprawna, z niecierpliwością wszakże spoglądałem na słońce chylące się ku wierzchołkom drzew, gdyż nie miałem innego pozoru do zobaczenia raz jeszcze mojej osobliwej heroiny, jak prosić ją, aby spróbowała fortepianu, czy nastrojony.
Spieszyłem się więc dość niezgrabnie, gdy pośród brzęku, którym się ogłuszałem, podniosłem głowę i spostrzegłem przed sobą signorę w połowie zwróconą ku kominkowi, ale spozierającą na mnie przez źwierciadło ze złośliwą uwagą. Spotkać się z jej ukośnem wejrzeniem i uniknąć go, było rzeczą sekundy. Kończyłem zajęcie swe z zupełną zimną krwią, przygotowany z kolei badać nieprzyjaciela i spotkać się z nim oko w oko.
Panna Grimani (ciągle ją tak nazywałem, nie znając innego jej miana) udawała, że bardzo starannie układa kwiaty w wazonach nad kominkiem; potem poruszyła fotelem, postawiła go tam, zkąd wzięła, upuściła wachlarz, podniosła go z ogromnym szelestem sukni, otworzyła okno, które zaraz zamknęła, umyślnie przewróciła taboret na swą ładną nóżkę, ażeby wydać lekki okrzyk boleści. Byłem tak