Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Joanna.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
88

Joanna, za obowiązek dziecka sobie to poczytała, aby mu pomimo łzy swoje, odpowiedzieć.
— To jaskinia boginek, mój chrzestny panie, rzekła.
Boginek? Może czarownic chcesz powiedzieć?
— Ja nie znam czarownic mój chrzestny paniczu.
— Ale cóż to są te boginki?
— Są to kobiéty, których widzieć nie można, ale które człowiekowi dobrze lub źle czynią.
— Czy ty w to wierzysz, Joasiu?
— Zapewnie, że wierzę mój paniczu chrzestny.
— Aleś ich nie widziała, kiedy ich widzieć nie można?
— I pana boga nikt nie widział, mój paniczu chrzestny, a jednak w niego wierzą. A potém moja matka w to wierzyła, a ja w to wierzę, w co mi wierzyć kazała.
— A jakże tobie, czy źle czy dobrze uczyniły te boginki?
— Nigdy mi jeszcze nic złego nie uczyniły.
— Ani téż dobrego?
Joanna nic nie odpowiedziała. To milczenie wielką ciekawość w Wilhelmie obudziło; sądził jednak, żeby to nie litościwie było przykrość jej robić w dniu podobnym, zmuszając ją do odpowiedzi w brew jéj woli.
— Dészcz przestaje, rzekł do niéj, będę mógł teraz sam znaleźć drogę; jeżeli się dłużéj chcesz tutaj zatrzymać Joanno, nie rób sobie dla mnię żadnego przymusu, proszę cię.
— O nie, mój paniczu chrzestny, moglibyście się w moczarach zbłąkać. Ja was poprowadzę; nie jestem wcale zmęczoną.