Strona:PL Sand - Joanna.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
383

z lekkomyślnością, króréj sam teraz żałuję, i za którą cię z głębi mojej duszy o przebaczenie proszę, nigdy cię z moją wiedzą nieobraziłem.
— To prawda, panie Leon — odpowiedziała dobroduszna Joanna, niezdolna do ciągłej nieufności, — ja wam téż żadnego wyrzutu nie robię, a nawet wyświadczyliście i mnie i mojéj ciotce bardzo wiele dobrego, za co wam bardzo dziękuję.
— Dobrego, Joasiu!.. Weź to jak chcesz, i dziękuj mi, jeżeli myślisz, że mi jesteś cokolwiek wdzięczności winna. Jedno sobie przynajmniéj za wielką zasługę poczytuję w twych oczach, a to: że się do ciebie nie zalecałem, i że cię w tej chwili nawet, kiedy sam jestem z tobą, tak szanuję, jak gdybyś moją siostrą była.... A jednak Joasiu, i ja się kochałem w tobie, kochałem się inaczéj i sto razy może bardziéj, jak ktokolwiek inny. Tyś o tém nigdy nie wiedziała, a ja ci nigdy o tém nie mówiłem, odkąd ta miłość moja stała się głęboką i szczérą; i jeżeli ci o tém mówię teraz, to jedynie dla tego, aby cię ubezpieczyć. Daleko jest ta myśl odemnie chcieć nadużyć twojego nieszczęścia, biédna siéroto opuszczona! Żądam jedynie od ciebie nieco ufności, przyjaźni, a tém mi wynagrodzisz dostatecznie moje poświęcenie i moje cierpienia..... Bo ja cierpię więcéj, jak twój panicz chrzestny, Joanno! Nie udaję ja chorego; nie pogrążam rodziny mojéj w niespokojność jak dziecko zepsute; nie staram ja się wzruszyć cię, mówiąc do ciebie; że umiéram. Nie, owszem ja żyję właśnie przez miłość moją. Ona mię unosi, ona mnie burzy; lecz i zarazem dodaje mi odwagi, aby cię szanować; i nie skarżę