Strona:PL Sand - Joanna.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
373

— Wsypał właśnie miarkę owsa mojej Fanchon do żłobu; a jak tylko ta zje, to on sam odejdzie. Powiedziałem mu, że chcę pracować.
— Ale dla tego pan się nie potrzebuje zamykać.
— Owszem; żona dzierżawcy jest ciekawa jak mucha; gotowa przyjść, i tu mnie śledzić pod pozorem, aby ze mną pomówić o swoich jagniętach lub jendykach, a rzeczywiście, aby się przypatrzyć, czy jestem sam lub nie.
— To dowodzi, panie Leonie, żeście tu już nie raz w towarzystwie być musieli.
— Ba! raz lub dwa razy może z Klaudyją, ty wiész dobrze! w tych czasach jeszcze, kiedy szalała trochę za mną!
— Biédna Klaudyja! wyrządziliście jej wielką krzywdę! taka dobra dziewczyna! To nie ładnie panie Leonie!
— Cóż robić? ona by i tak była miała innego kochanka; a lepiéj że to byłem ja, jak kto inny; bo ja zostałem zawsze jej przyjacielem i nigdy jéj nieopuszczę.
— O tak; wy myślicie, że pieniądze i podarunki z wszystkiego człowieka pocieszą. O wy się mylicie. A ja wam powiadam, że Klaudyja prawie co wieczór płacze. Ale dosyć już tego panie Leon, pójdźmy z tąd.
— Dajże mi przecież czas wytchnąć! Może się boisz, żebym cię mimo twą wolę tu nie zatrzymał? Jak widzę, bierzesz mnie za bardzo złego człowieka, Joasiu!
— O nie, panie Leon.
— A zatém bądźże spokojna przez chwalę. Będziemy wolni za małe ćwierć godziny; siadaj, i nie gadaj tak głośno; ja szukam moich papiérów.