Strona:PL Sand - Joanna.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
372

— Czuła się trochę zdrowsza, i zdaje się, że się jej bardzo nudzić musiało w tém starém zamczysku, bo ją tęsknota za domem opanowała. Mój dzierżawca ją wziął na konia i zawiózł sam do jednego z twoich krewnych, niewiém tylko do którego. Teraz możemy już wrócić do Boussac. Pozwól mi tylko tyle czasu, żebym mógł odszukać moich papiérów w tym stoliku.
— Pójdę i powiém, aby wam przyniesiono światła, — rzekła Joanna, uspokojona nieco ostatniemi słowami Marsillata. — Nie będziecie mogli tak po ciemku w nocy znaleźć wasze papiéry.
— Przeciwnie; bardzo łatwo..... wiém gdzie leżą.... mógłbym je odszukać z zawiązanemi oczyma. Nie wychodź Joasiu; dzierżawca jest na podwórzu; a że cię nie widziano tutaj wchodzącą, tobym wolał, żeby cię i wychodzącą z tąd niepostrzeżono.
— Lecz to jeszcze gorzéj będzie może! — rzekła Joanna. — Na cóż się ukrywać, jeżeli sobie człowiek niema nic do wyrzucenia?
— Ci ludzie mają bardzo obmowne języki; a wyznać ci muszę, że, jeźli cię ich żarty nie obchodzą dla ciebie saméj, mnieby przeciwnie bardzo nie miło było, gdyby dowcip swój na mój koszt ćwiczyć mieli. Ci to ludzie nikczemni tak mnie powszechnie obgadali, i wystawili jako człowieka ladaco, a ty sama widzisz, moja kochana, że jestem daleko rozsądniejszy, jakby nim był na mojém miejscu twój panicz chrzestny Wilhelm, a może i twój narzeczony, Anglik.
— Nie gadajcie o tém, panie Leon, i odeszlijcie dzierżawcę, abym sobie pójść mogła.