Strona:PL Sand - Joanna.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
319

— Prawda, prawda! widziałem cię przecież. Wybacz mi moja Joasiu! moja głowa teraz bardzo słaba.
— Niech się panicz lékarstwa napije.
— Nie, nie, żadnego niechcę lekarstwa; nie oddalaj się odemnie Joasiu. Twoja ręka w mojej wielką ulgę mi przynosi. A jednak, ileż ty złego, ile boleści mi sprawiłaś odkąd cię znam!
— Ja, paniczu chrzestny, ja wam sprawiła boleści? — rzekła Joanna przelękniona. — O mój boże! jakimże to sposobem mogłabym mieć to nieszczęście? wszakże bym chętnie oddała moje życie, aby wam tylko zdrowie powrócić.
— Joasiu, o moja droga Joasiu! — zawołał Wilhelm uniesiony, i zarazem z sił opadający niemogąc dłużéj swéj namiętności pohamować, — ty mi sprawiasz boleści szczególniéj od niejakiego czasu, odkąd mnie już nie kochasz.
— Jabym was już kochać nie miała, paniczu chrzestny? — zawołała teraz Joanna z kolei, któréj łzy nagłe głos w piersiach tłumiły. — Któż to wam takie kłamstwo powiedział? Przecież tu nie ma tak złośliwych ludzi!
— Ty mnie już więcéj nie kochasz Joasiu, odkąd kochasz innego; sama teraz przyznaj! Ja już dłużéj wytrzymać nie mogę. Joasiu, ja cię uwielbiam.....
— Cóżeście to wyrzekli, paniczu?
— Czyliż ty nie znasz tego słowa Joasiu? A jednak pan Harley musiał ci ono nie raz powiedzieć!
— O nie, mój paniczu chrzestny! — pan Anglik nigdy słowa podobnego mi nie rzekł; to się tylko do pana boga tak mówi. Ale dla czegóż to mówicie pani-