Strona:PL Sand - Joanna.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
318

zamysł Arthura, niepozwoliły jej ani na chwilę powątpiewać o czystości uczuć jego dla chrzestnicy.
Joanna, zostawszy sama przy chorym, podniosła książkę, i, aby czasu nie tracić, lub nie zasnąć przypadkiem, wzięła się do nauki głoskując wiersze, których wcale nie zrozumiała; lecz w krótce zadrżała i wstała słysząc, że ją panicz chrzestny woła głosem słabym i boleśnym.
Wilhelm widząc ją koło siebie, wydał głośny okrzyk i zakrył twarz rękoma.
— Czyżem was przestraszyła, mój paniczu chrzestny? — rzekła Joanna; — przecieżeście mnie wołali.
— Ja cię wołałem, Joasiu, — zawołał młodzieniec opuszczając ręce, i chwytając ręce Joanny, — wszakże ja spałem! — Lecz śniło się mi o tobie, i cierpiałem okropnie. Ale cóż ty tu robisz Joasiu? po cóżeś tu przyszła do mego pokoju? Wielki boże! powiedz, co tu robisz?
— Nic to nic, paniczu chrzestny; byliście tylko trochę słabi! Ale bogu dzięka, już się teraz lepiéj macie!
— Ty chesz odejść odemnie? — zawołał Wilhelm ściskając mocno jéj ręce, — ty mnie chcesz opuścić?
— Ale gdzież tam paniczu! ja tu zostanę; wszak wiécie paniczu chrzestny, że jak jesteście słaby, to was nigdy nie opuszczam.
— O tak, prawda! cierpiałem wiele, przypominam sobie! — odrzekł młody baron. — Tyś zatém przy mnie nie była?
— Ale gdzież tam, paniczu! byłam przy was ciągle.