Strona:PL Sand - Joanna.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
292

— Od Anglika! A! — zawołała Joasia zdziwiona, czy to Anglik może sprowadzić szczęście na biédnego chrześcijanina?
— Czy ty myślisz że Anglicy nie są chrześcijanami?
— Ja niewiém!
— A ja cię zapewniam, że są tak dobremi chrześcijanami jak i my Joasiu!
— O, wiém ja o tém dobrze, że to teraz tak gadają; ale kiedy to jeszcze żył ojciec panny, któregoście nie znali, to wtedy inaczéj o nich mówili. A czy panna wie, dla czego moja biédna matka chciała, ażebym zdybała wołu, i znalazła skarb?
— No, dla czegóż?
— Mówiła, że skarb ten jest tak wielki, że nikt niemoże jego końca zobaczyć; i że nim możnaby cały świat uszczęśliwić, i żeby jeszcze było za co wystawić wielkie wojsko aby Anglików z Paryża wypędzić, — bo oni byli wtedy panami w Paryżu jak się zdaje, kiedy mi o tém mówiła.
— Z jakiegoż to powodu nienawidziła twoja matka tak bardzo Anglików?
— Wszakci ona się tego nauczyła w domu waszym, kiedy mamczyła braciszka panny. Wasz ojciec nieboszczyk, który — jak mówią — wielkim miał być wojskowym, wojował przeciwko nich, a wasza pani matka, która się zawsze bała, aby gdzie nie został zabity, na śmierć ich nienawidziła. A kiedy Anglicy césarza zamknęli do żelaznéj klatki, moja matka płakała, i ja płakałam widząc, że ona płacze. A potém, kiedy ludzie mówić zaczęli, że Anglik przywiózł nam z swojego kraju króla anglika i osadził go w Paryżu, aby żądził