Strona:PL Sand - Joanna.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
278

zalotników. — Zapewnieś szczérze w to wierzyła, że to podarunki były od boginek?
— Niemogę wam nic o tém powiedzieć, panie Marsillat, — odpowiedziała Joanna z niechęcią. — Panowie jesteście mądrzy i macie swoją wiarę, a my mamy naszą. My jesteśmy ludzie prości, to prawda; ale my w polu dzień i noc żyjemy, i widzimy wiele rzeczy, których wy niewidzicie i nigdy nie zobaczycie. Zostawcie nas takich, jacy jesteśmy; bo to tylko nam nieszczęście przynosi, jeżeli nas zmienić chcecie.
— A zatém ty utrzymujesz koniecznie że to boginki były! — powtórnie rzekł Marsillat. — Niechże i tak będzie! Widzisz tedy sam Wilhelmie, — dodał, tykając także młodego barona, co zwykle wtedy czynił najczęściéj, jeżeli chciał sobie drwić z niego, — jakiego umysłu są nasze ładne pastérki! Tysiąc przesądów niedorzecznych mają w głowie, a i twoja chrzestnica ich nieutraciła wcale, chociaż już od dwóch lat prawie siostra twoja nad tém pracuje, aby je wybić jej z głowy. Joasiu, czy chcesz, żebym ci powiedział.....
— Niechcę, nie! niech mi pan nic nie mówi, — odpowiedziała Joanna z smutkiem, któren był tylko odbiciem jéj zagniewania. — Już dosyć tego gadania o tém. Drwijcie sobie panicze ze mnie, jak się wam podoba, i szydźcie z rzeczy, których nie znacie, jeźli się niczego nie boicie. Ja zaś nic nie powiedziałam, i nie popełniłam nic złego.
— Ho! — zawołał sir Arthur, zmartwiony tą boleścią, która się w rysach Joanny odbijała, — nic tego nie rozumiém..... Lecz jeźli Joanna w błędzie zo-