Strona:PL Sand - Joanna.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
279

staje, to jej trzeba prawdę wyjawić. Nie wypada sobie drwić z niéj, ale jej oznajmić.....
Sir Arthur uciął swą mowę, widząc twarz Joanny łzami zalaną. Tyle go to bolało, iż się przyczynił do wyciśnięcia jej łez, że stanął osłupiały, a chcąc ją uspokoić i pocieszyć, nie umiał jej nic więcéj powiedzieć, tylko swoje: — Ho! —
Smutek i pomięszanie Wilhelma jeszcze widoczniejsze było; ale będąc skłopotany obecnością Marsillata, nieśmiał ani kroku zrobić, ani téż słowa wyrzec aby wstrzymać Joannę, która się szybkim krokiem od nich oddalała.
— No i cóż sir Arthurze, — rzekł Marsillat, który sam jeden zimny pozostał, — cóż mówisz na to dziwactwo? nie jest-że to bardzo ciekawa uwaga, która się nam nastręcza nad obyczajami naszych wieśniaków? Podróżowałeś w kraje dalekie i dzikie, ale założyłbym się o niewiedzieć co, żeś się nie spodziewał wcale śród Francyi znaleść przesądy tak przestarzałe!
— Powiedz raczéj tyle poezyi cudownéj, — odpowiedział Harley. — Nie znajduję w tém wszystkiém nic tak śmiesznego lub godnego pogardy, i przypominam sobie bardzo dobrze to, coś mi niegdyś opowiadał o czarnoksiężniczkach lub boginkach, które biegają po kromlechach gallickich. Chciéj mi jednak wytłómaczyć panie Marsillat, dlaczego ta dziewczyna płakała?
— Bo to sprowadza nieszczęście mówić o boginkach i zdradzać ich stosunki, któremi śmiertelników zaszczycają. Jest to zbrodnią przeciwko nim, i od téj chwili prześladują i dręczą tę istotę nieprzezorną w której dotąd ufność mieli. Widzicie sami, że to ani przez myśl