Strona:PL Sand - Joanna.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
277

coś zrobiła z temi trzema sztukami pieniędzy, które ci boginki z góry Barlot włożyły w rękę, kiedyś jeszcze była małą, i pewnego dnia sobie spała spokojnie między skałami krwawo-ofiernemi.
— Wielki boże! — zawołała Joanna, zbledłszy jak trup, — a pan jak wie o tém? Nikomu ani słowa o tém niepowiedziałam tylko mojéj matce, a moja matka to samo nic o tém nikomu niewspominała!
— Zapewne i twoja ciotka musiała o tém wiedzieć Joasiu!
— Nie! moja ciotka ani słowa o tém nie wiedziała! Kto to panu mógł powiedzieć? To nie moja wina jeźli o tém wiecie; ja nikomu ani słowa nie rzekła!
— Ale powiedz no mi, dla czego rzecz tak prostą ukrywałaś tak starannie przed wszystkiemi? — zapytał Wilhelm. — Nie pojmuję, dla czego taką wagę przywięzujesz do tego przypadku, moja kochana Joasiu?
— Czy i wy o tém wiécie, paniczu chrzestny? — zapytała Joanna mocniéj jeszcze strwożona.
— I ja także wiém o tém, — rzekł Anglik, biorąc z wyrazem dobroci ojcowskiéj i szacunku Joannę za rękę, — i proszę cię Joanno, chciéj nam powiedzieć, czy to niebyło dla ciebie przyczyną jakiéj zgryzoty?
— Nie, mój panie, — rzekła Joanna z pewną dumą szczególną, — to mi nigdy żadnéj zgryzoty nie sprawiło.
— Powiédzże nam jednak, dla czegoś się z tém kryła? — rzekł Marsillat, który przybierał z nią tę poufność w mowie, aby trochę zmartwić swoich spół-