Strona:PL Sand - Joanna.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
260

Joasia idąc do wspólnéj kómórki. Dla czegóżeś dotąd spać nie poszła?
— Jakżeż miałam iść spać? — odpowiedziała szczérodusznie dziewczyna z Toull, — kiedym widziała, żeś od tego pana nie wracała? Przyszłam tedy słuchać u drzwi, co ci téż mówi; ależ to dalibóg bardzo śmiésznie było!
— Dla czegóżeś nie weszła do pokoju? byłabyś mi pomogła mu odpowiedzieć; ty umiész jakoś lepiéj gadać jak ja.
— O, ja bym się była bardzo wstydziła, — odpowiedziała Klaudyja, która była w tém rozumieniu, że jest bardzo bojaźliwą, chociaż w istocie nie lada była bezczelną. — Ja niewiém tylko, jak ty możesz tak długo i tyle rozmawiać z ludźmi, których wcale nie znasz.
— Czegóż bym się wstydzić miała? Nigdy mi nic złego nikt nie powiedział, a z tego pana bardzo człek poczciwy.
— O co to, to prawda! i mówi bardzo uczciwie; gdyby tylko niebył taki śmiészny toby z niego był nie lada pan przystojny.
— Cóż ty w nim widzisz tak bardzo śmiésznego?
— A jakże, czyż to nie śmiésznie, że jest Anglikiem?
W ten sposób rozmawiając obie dziewczęta młode weszły do małéj wierzy, w któréj się ich izdebka mała znajdowała, do któréj światło padało przez okno, czyli raczéj szczelinę z framugą ukośną, kończącą się u dołu w strzelnicę krągłą, która niegdyś służyła straży do ustawienia małego działa. Ławeczka kamienna była z ukosa w tej framudze głębokiej i ciasnej umieszczona,