Strona:PL Sand - Joanna.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
259

— Jakiegoż jeszcze więcéj żądasz poświęcenia? — zawołał Anglik z wewnętrznym zapałem. — Możeby się ktoś znalazł, któryby cię tak kochał, żeby na wszelkie twoje żądania przystał.
— Nie, mój panie, nie! Niéma nikogo takiego, ręczę wam za to; — odpowiedziała Joanna — a gdyby nawet był ktoś, coby przystał na to, co żądam, w myśli jakiej osobistej, toby tego kiedyś pożałował!
— Nie rozumiém cię!.... O, wytłómacz się jaśniej! — zawołał sir Arthur, którego czoło potem ciekło z wysilenia i chęci odgadnienia zagadek pastérki z Ep-nell.
— Dosyć tego, łaskawy panie, — odpowiedziała Joasia, — nie mogę wam więcéj powiedzieć. Jeżeli macie jakąkolwiek przyjaźń dla mnie, to nie myślcie wcale o tém, aby mię za mąż wydać. Mnie niczego nie potrzeba, i dosyć mi będzie na waszéj przyjaźni, jeżeli ona spada na mnie po mojéj matce; i tak już nie wiém, jak się wam za to będę wywdzięczyć w stanie.
Harley osłupiały z zadziwienia, nie śmiał jéj dłużéj zatrzymać.
Joasia wychodząc nadybała pode drzwiami Klaudyją, która się przysłuchiwała i zaglądała przez dziurkę od klucza, i wcale się tego nie wstydziła, że ją schwytano na gorącym uczynku ciekawości i nieprzyzwoitości. Joanna téż ani myślała o tém, aby jej to za zbrodnię poczytać. Nie miała bowiem nigdy zamiaru mieć tajemnic przed Klaudyją, którą kochała i od niéj nawzajem lubioną była.
— I tyś słuchała pode drzwiami? — rzekła do niéj