Strona:PL Sand - Joanna.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
258

— A zatém przypuśćmy, żebyś sobie szukała męża, jakiegożbyś więc mieć chciała?
— Pan mnie o wiele dopytuje! Mówię panu, że nie wiém.
— A zatém powiédz, jakiegobyś mieć niechciała? Niewiesz może to samo? Zobaczmy! Gdyby był ubogi, czyliżbyś go odrzuciła?
— O nie; dla tego jedynie bym go nie odrzuciła; wszak i ja z ubóstwa pochodzę, wychowałam się między ubogiemi, i umrę ubogo!
— A gdyby był bogaty, cóżbyś wtedy powiedziała?
— Powiedziałabym że cię niechcę, mój panie!
— A to dla czego?
— Nie mogę wam tego powiedzieć; ale to wam mówię, żebym go z pewnością nie przyjęła.
— Czy sądzisz, że ci, co są bogaci, są źli razem?
— O nie łaskawy panie! Moja chrzestna matka, mój panicz chrzestny, i panna Maryja są bogaci, a jednak są z nich ludzie dobrzy.
— A zatém sądzisz może, że człowiek bogaty by się ci zalecał, aby cię uwieść, i żeby może nie myślał szczérze ożenić się z tobą?
— I to być może. Ale choć bym nawet pewną była, że sobie nie żartuje, tobym go nie chciała.
— A gdyby téż wyrzekł się swojego majątku, aby się tobie przypodobać; gdyby ślubował ubóstwu, aby godnym być ciebie? — zawołał sir Arthur zdziwiony, chcąc zgłębić tajemniczość myśli Joanny.
— Toby może trochę moją myśl zmieniło, — odpowiedziała, — ale toby jeszcze nie było dostateczném.