Strona:PL Sand - Joanna.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
204

— Panna Marya, — rzekł Marsillat, — raczy mi łaskawie przebaczyć, żem się ośmielił uwieść ją na primaprilis oznajmieniem znakomitych i nieznajomych osób.
— O przebaczam panu z całego serca, — odpowiedziała młoda dziewczyna — podziwiam tylko pańską zręczność i zimną krew z jaką pan kłamać umie.
— Właściwie by sir Arthura o to oskarżać potrzeba. Tyle bowiem na mnie nalegał, abym się niewygadał z niczém! widać, że mu bardzo o to chodziło, aby niespodziewanie panie najechać!
— Prawda Miss Mary, — rzekł sir Arthur z swoją spokojną wesołością i powolnym sposobem mówienia. — Byłem na panią zawzięty; a to od czasu pewnego piérwszego kwietnia, kiedy to pani będąc jeszcze małą w klasztorze, opowiadałaś mi tysiąc rzeczy, jedne piękniejsze jak drugie śmiejąc się mi za każdém słowem w oczy, co mi jednak nie przeszkadzało wszystkiemu święcie wierzyć. Ale teraz na mnie przyszła kolej.
— Czy jesteś pewnym sir Arthurze, — rzekł Marsillat mrugnąwszy z porozumieniem na pannę Boussac, — że panna Maryja już cię na primaprilis nie będzie, w stanie uwieść?
— To niepodobna! — zawołał Anglik. — Nic jej teraz nie wierzę!
W téj chwili Wilhelm zbliżył się do siostry i spojrzał na Klaudyją, niepoznając jéj wcale. Weszła była do zamku w długi czas po odjeździe Wilhelma do Włoch, a on ją niewidział raz tylko w swojém życiu całém, a to w owym dniu nieszczęsnym, któren w Toull-Saint-Croix przepędził. Przebranie zbłąkało do reszty